irgendwo irgendwo
978
BLOG

Czym właściwie jest RRSO ?

irgendwo irgendwo Gospodarka Obserwuj notkę 0

Teoretycznie sprawa jest prosta. Zgodnie z informacją zamieszczoną na stronie Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów (UOKiK) "rzeczywista roczna stopa oprocentowania (RRSO) to oficjalne, wymagane przepisami, wyliczenie służące konsumentowi do porównania kosztów kredytów oferowanych przez różne instytucje finansowe. Uwzględnia się w nim nie tylko oprocentowanie pożyczanych pieniędzy, lecz także część pozostałych kosztów kredytu (w tym prowizje)". Chodzi więc o to, żeby klient mógł porównać faktyczny koszt na przykład kredytu rocznego oprocentowanego na 8%, z prowizją przygotowawczą 0,5 %, z rocznym kredytem z zerowym oprocentowaniem, ale z prowizją przygotowawczą na poziomie 6%. Znając faktyczne koszty, czyli RRSO, klient może następnie świadomie wybrać taki kredyt, którego forma i warunki spłaty najpełniej odpowiadają jego oczekiwaniom i możliwościom finansowym.

Z punktu widzenia statystyki/matematyki RRSO liczona jest w taki sam sposób jak tzw. wewnętrzna stopa zwrotu (internal rate of return – IRR), stosowana m.in. do porównywania różnych projektów inwestycyjnych lub wyceny obligacji. Jest to więc miara powszechnie stosowana w finansach. Zdawałoby się zatem, że z wyliczaniem RRSO nie powinno być żadnego problemu. A jednak…
Nad właściwym wyliczaniem RRSO czuwa wspomniany już na początku Urząd  Ochrony Konkurencji i Konsumentów (UOKiK), który dba o przestrzeganie na rynku zasad zdrowej konkurencji i ustala pewne standardy na nim obowiązujące. Co czas jakiś Urząd ten dokonuje kontroli, których wyniki prezentuje następnie w formie publicznego raportu. Jeden z takich raportów, a konkretnie „Raport z kontroli przedsiębiorców udzielających kredytów konsumenckich w 2012 roku” (uokik.gov.pl/download.php?plik=12543) wykazał, że istnieje na rynku problem z wyliczaniem RRSO w przypadku kredytów, w których ponoszone przez klienta na początku koszty kredytu (prowizje, koszty ubezpieczeń, itp.) są przez bank kredytowane i zwiększają kwotę kredytu. Logicznie rozumując kwoty te powinny zwiększać zarówno całkowity koszt kredytu (poza odsetkami stanowią nasze obciążenie) jak i całkowitą kwotę kredytów (od tej dodatkowo nam przyznanej kwoty zapłacimy oprocentowanie). Czyli, jeśli bank przyznał nam 100 000 zł kredytu, ustalił prowizję przygotowawczą na poziomie 2 % (2000 zł), ale zgodził się nam ją skredytować, to nasze koszty kredytu wyniosą 2000 zł + późniejsze odsetki, a nasz kredyt wyniesie de facto102 000 zł. Chyba logiczne … Tymczasem na stronie 30 wspomnianego raportu czytamy, że „zdaniem UOKiK, jeżeli takie koszty mogą być kredytowane, powinno się je uwzględniać jedynie po stronie całkowitego kosztu kredytu”. Dlaczego ? Odpowiedź mamy w odnośniku na tej samej stronie: „Od kredytowanej prowizji naliczane jest oprocentowanie (tak jak od pozostałej części kredytu), zatem kredyt którego prowizja jest kredytowana będzie droższy niż taki sam kredyt, przy którym konsument zapłaci prowizję z własnych środków. Uwzględnienie kredytowanej prowizji zarówno w całkowitym koszcie jak i całkowitej kwocie sprawi, że proporcje kwoty do kosztów będą wydawały się korzystniejsze w przypadku oferty z kredytowanymi kosztami”. Urząd uznał więc, że jeśli płacone na początku opłaty i prowizje płacimy z własnej kieszeni, to kredyt taki jest z definicji tańszy niż ten, w którym opłaty te płacimy z udzielonego kredytu, który następnie stopniowo spłacamy. Problem polega na tym, że zapłacone z własnej kieszeni opłaty i prowizje de factozmniejszają nam kwotę dostępnego kredytu, zwiększając tym samym jego koszt, który powinien być uwzględniony w RRSO. Ponieważ nie każdy to czuje od razu, wyobraźmy sobie najprostszy możliwy kredyt: dostajemy roczny kredyt 1000 zł, bez odsetek (żeby było łatwiej liczyć), który jednorazowo spłacamy za rok. Całość kosztów stanowi prowizja przygotowawcza w lichwiarskiej wysokości 50 %, która może być kredytowana lub zapłacona z własnej kieszeni. Co wybrać ? Wg Urzędu bardziej opłaca się zapłacić z własnej kieszeni. Czy rzeczywiście? 50% od 1000 zł to 500 zł. Żeby otrzymać więc kredyt 1000 zł musimy więc wydać na „dzień dobry” pięć stów. Na „rękę” dostaniemy więc tylko 500 zł. Po roku grzecznie spłacamy 1000 zł (kwota przyznanego kredytu). Nasz kredyt kosztował więc nas 100 % ! (Kwota spłaty / kwota faktycznie dostępna na początku -1). Dużo, ale zobaczmy jak to wygląda w przypadku wzięcia dodatkowego kredytu na wspomnianą lichwiarską prowizję. Na „rękę” dostajemy 1000 zł., ale do spłaty za rok mamy nie 1000 zł, tylko 1500 zł (wnioskowana kwota + prowizja „na kredyt”). Taki kredyt kosztuje nas jednak „tylko” 50 % (1500/1000 -1) …
Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów zapominając o jednej z podstawowych zasad w finansach jaką jest zmiana wartości pieniądza w czasie (złotówka dzisiaj zapłacona kosztuje więcej, niż ta sama złotówka zapłacona za rok) i narzucając na rynku niewłaściwy sposób kalkulacji RRSO, zamiast pomagać konsumentom właściwie porównywać różne oferty kredytowe, wprowadza niepotrzebne zamieszanie, zmniejszając tym samym swoją wiarygodność. Zamiast więc straszyć banki sankcjami administracyjnymi za „niewłaściwe” wyliczenia RRSO, może warto czasem posłuchać fachowych argumentów i nie narażać na nieuzasadnione koszty tych, których za ustawowe zadanie ma się chronić.
irgendwo
O mnie irgendwo

szczęśliwy ojciec trójki dzieci, licencjonowany makler i doradca inwestycyjny z ponad 25-letnim stażem na rynku kapitałowym, wierzący w progres poznawczy

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka